Niskie przeniesienie stopy i kontakt palców z bieżnią. Czy warto tak startować?
Niskiego przeniesienia stopy w swoim podręczniku z lat 80-tych nauczał już Gerard Mach. Nie chodziło mu bynajmniej o kontakt czubka kolców z tartanem, co było typowe dla Usaina Bolta, ale Polak widział zysk w tego typu nauce ruchu. To, co aktualnie stało się standardem dla wielu topowych sprinterów, nie zawsze dotyczyło rekordzistów świata. Tuż pod kolanem (a nie nad ziemią) stopę przenosili m.in. Florence Griffith Joyner, Donovan Bailey, czy Carl Lewis (rekordziści świata). Czy szuranie po ziemi przynosi zysk, czy wręcz przeciwnie straty?
W 2020 roku powstał artykuł „Przestań wlec palcami” (Stop dragging toes”). Jego lektura w małej części skupiała się jednak na tym, dlaczego mielibyśmy przestać. Stuart McMillan, autor tekstu chciał bardziej uświadomić czytelników, że wszystko tak naprawdę zależy. Zawodnik zawodnikowi nierówny i to, co przynosi korzyść Boltowi, nie musi oznaczać benefitów dla innego sprintera. Żeby było jednak jasne. Jeśli już opanowaliście niskie przeniesienie stopy z kontaktem palców (lub milimetry nad ziemią), to nauczyliście się z pewnością jednego z najtrudniejszych elementów w sporcie, ale TYLKO pod warunkiem, że ta technika współgra z lądowaniem z tyłu środka ciężkości na pierwszym kroku i nie prowadzi do szybkiego osiągnięcia kąta prostego przez goleń atakującej nogi.
Rzadko nisko stopę przenoszą kobiety. Nie robiła tego Florence Griffith, czy najszybsza obecnie Shelly Ann Fraser. O ten detal dbała w pewien sposób Elaine Thompson, ale to było ponad 10 cm nad ziemią. Wydaje się, jak argumentuje Dan Pfaff, że to jak nisko zawodnik przenosi stopę, zależy od siły, jaką zawodnik wkłada w odpychanie się z bloku. Mężczyznom może być więc łatwiej o ten element. Nie sposób jednak wspomnieć o tym, że wciąż zdarzają się topowe sprinterki, jak np. Mujinga Kambundji(PB 10.89), czy Teahna Daniels (PB 10.83), które szurają palcami po wyjściu z bloków. Zaznaczmy jeszcze raz. To, że jest tak duża różnorodność w tym elemencie zależy od tego, w jakim stopniu ta cecha może się opłacać. Zdarzają się sprinterki nawet na poziomie 13 sekund, którym ten element może przynieść zysk. Nie mówimy koniecznie o szuraniu/wleczeniu palcami, ale po prostu o jak najniższym przeniesieniu stopy. Jakie obserwacje mogą do tego prowadzić?
-
-Zawodnik/zawodniczka podczas startu zbyt dużo czasu spędza w ściance bloku w porównaniu z rywalami. Jej start jest dobry technicznie, ale strata do rywali wymusza poszukiwanie innych rozwiązań
-
-Zawodnik/zawodniczka na nagraniach spędza zbyt dużo czasu w powietrzu, jej noga zakroczna robi długi łuk, zanim spotka się z ziemią. Widać to często na nagraniach porównawczych slow motion (porównanie dwóch biegów umożliwia aplikacja CoachNow).
Podpowiedzią więc, czy warto uczyć się, jak najniższego przeniesienia stopy, powinien być fakt, czy sprinter dobrze reaguje na sygnał, oraz czy nie ma zbyt rozbudowanego wahadła tylnego w czasie startu.
Wyświetl ten post na Instagramie
Powyższe nagranie (instagram) dobrze ilustruje, ile zawodniczka traci na wykonaniu obszernego wahadła z tyłu. Kartka papieru posłużyła za wymuszenie niskiego przeniesienia stopy, które skróciło czas ruchu nogi. I o to generalnie chodzi w niskim przeniesieniu stopy, żeby noga krócej znajdowała się w locie. Czy niskie przeniesienie stopy pomogłoby Shelly Ann, która dysponuje najlepszym startem wśród kobiet? Raczej nie. A czy pomogłoby Usainowi Boltowi, który jest jednym z gorszych starterów? Tak, właśnie z tego powodu, że na starcie traci zbyt dużo. To więc, czy warto, zależy od tego, jak dobrym jesteś starterem i czy całość wpływa pozytywnie na całą fazę przyspieszenia. Myśląc o całej fazie przyspieszenia, nie zapominajmy, że Elaine Thompson, czy Shelly Ann, choć nie przenoszą palców tuż nad bieżnią, to jednak skracają ruch wahadła tylnego na pozostałych krokach. Odpowiedź, że wszystko zależy i lepiej się nie przejmować jest więc myśleniem na skróty. Dobrze wyuczony element przeniesienia stopy nisko nad ziemią może oznaczać korzyść na pozostałych krokach, ponieważ orientuje zawodnika na bieg bardziej poziomy. Ocena techniczna powinna zawsze leżeć w gestii trenera, który potrafi ocenić przebieg całej fazy przyspieszenia.