Ben Johnson: “Pogrzebano mnie już za życia, byłem w głębokiej depresji. Z pomocą Boga wróciłem do normalności”

Bena Johnsona, który ma obecnie 52 lata odwiedzamy w mieście Richmond Hill(Kanada). Niewysoki wzrost, lekko zapuszczona siwa broda, sympatycznie wyglądająca twarz. Trudno przypuszczać żeby tak wyglądający Ben chciał rozmawiać z nami nieszczerze.
Trudno też uwierzyć, że ten sam Ben dźwigał kiedyś 200 kg na klatę. Niektórzy zarzucają mu kłamstwa, niektórzy wręcz przeciwnie. My natomiast postaramy się po prostu wysłuchać jego historii.
“Brałem doping. Nie przeczę temu. Absolutnie jednak nie czuję się przez to gorszy od innych. Carl Lewis i inni finaliści biegu z Tokio także mieli dopingowe wpadki. Kwity znalazły się także na ich następców: Montgomery, Gatlin, Chambers. O moich czasach mówi się inaczej ze względu na powszechność dopingu podobną do tej jaka ma miejsce obecnie w kolarstwie.” Ben kontynuuje: “W swojej książece (Seoul to Soul) napisałem, że ani trochę nie żałuję, że przyjąłem propozycję Charliego Francisa, żeby biegać na dopingu. Podtrzymuję te słowa. Bez dopingu w tamtych czasach byłbym po prostu nikim. Nie byłoby wówczas realne żebyśmy siedzieli tutaj w Richmond i rozmawiali w cztery oczy. Nie byłoby mnie! Wyrzuty sumienia są, temu również nie przeczę. Zdaję sobie jednak sprawę jak trudnych wyborów musiałem kiedyś dokonać i że były to wybory wręcz konieczne żebym mógł zaistnieć w sportowym świecie.”
“Przeszedłem istne piekło na ziemi, gdy po igrzyskach w Seulu reporterzy i fotoreporterzy przez pół roku oblegali mój dom jak sępy. Pogrzebano mnie już za życia i byłem w głębokiej depresji, ale udało mi się z pomocą Boga odzyskać równowagę psychiczną. ” Ben mieszka na przedmieściu Toronto w skromnym czteropokojowym mieszkaniu. Próbuje swoich sił jako trener personalny, pracuje także z młodzieżą w jednym z mniejszych lekkoatletycznych klubów. Z uwagi, że zarobki z tych dwóch działalności są niewystarczalne Ben prowadzi także internetową sprzedaż wysyłkową(ubiory sportowe). Jak przyznaje myśli tylko o przyszłości swoich wnucząt. Ben nie ma już opiewającego na miliony dolarów kontraktu z firmą sportową Diadora, nie jeździ ofiarowanym mu przed laty samochodem Ferrari Testarossa, nie może też wybierać pomiędzy wakacjami na Sycylii, a odpoczynkiem na Hawajach. Ben przesiadł się na komunikację miejską, po pieniądze sięga do skarbonki umiejscowionej na jednej z półek. Ben miał wszystko, świat stał u jego stóp. Aż do dnia kiedy ujawniono wyniki kontroli antydopingowej. W jego krwi znajdował się zakazany stanozolol. “Uwierzcie mi. Przestałem brać wszystkie środki dopingowe na 6 tygodni przed igrzyskami. Świat był w szoku ale ja również byłem zszokowany. Ktoś na olimpiadzie wsypał mi coś do drinka. Razem z trenerem przypuszczaliśmy, że był to ktoś z obozu Carla Lewisa “. “Wyobraźcie sobie sytuację, że zdobywacie złoto jakichś mistrzostw i jesteście przekonani o swojej czystości. Przystępujecie do rutynowej kontroli przekonani, że to dla was pestka. Bierzecie prysznic, kładziecie się spokojnie spać aż do dnia kiedy ktoś informuje was, że w waszej krwi coś stwierdzono. Pukacie się w czoło pytając: jak to? Medal i marzenia zostają wam zabrane w jednej chwili. Ja w Seulu byłem czysty, złoto IO było dla mnie prawdziwym szczęściem aż do dnia właśnie kiedy trener poinformował mnie, że coś jest nie tak. Świat się dla mnie załamał. ” “To prawda. Byłem na dopingu ale tak samo jak 40% wszystkich na igrzyskach(i nie w momencie igrzysk, a na długo przed nimi). 80% sprinterów z mojego finału notowało potem dopingowe wpadki. Świat mnie pogrzebał i tylko ja jedyny wiedziałem, że tam(w Seulu) wygrałem naprawdę. Znałem realia rywalizacji. Wiedziałem, że ludzie obok mnie też nie są święci. ” “W 2004 roku zmarła moja matka, w 2010 roku pochowałem swojego trenera. Żyję tylko dla swoich wnucząt(…) “-ucina Ben.