Sport vs wykluczenie, czyli dlaczego status transseksualnych sportowców i DSD powinien zostać postawiony jasno

Media przypominają, że 43-letni transseksualny sportowiec, Laurel Hubbard zajął miejsce na igrzyskach kosztem 21-letniej kobiety, Kuini Manumua. Jednocześnie Hubbard, który dokonał w wieku 30 lat korekty płci będzie najstarszym sportowcem w ogóle jeśli chodzi o dyscyplinę podnoszenia ciężarów na igrzyskach w Tokio.

 

Co więcej, wobec tego faktu protestują nie tylko naukowcy jak Ross Tucker, ale także organizacje, które walczą o prawa wykluczonych, jak np. bardzo duża LGB Allience (identyfikują się tylko z LGB, odrzucają idee TQ+), co też daje do myślenia wobec faktu, że coraz więcej osób bezrefleksyjnie podchodzi do tematu mniejszości seksualnych.

 

Sprawę Caster Semenii, która nie chce poddać się kuracji obniżenia poziomu testosteronu zna każdy. Decyzja wobec niej została podjęta, jak się wszystkim zdaje w dobrej wierze, ale to, co najbardziej uderza, to zasady. Może dla niektórych to banał, ale sugerowanie, a wręcz przymuszanie, żeby poddać się szkodliwej kuracji hormonalnej w celu stania się „bardziej kobietą” uderza w pisane reguły, jakimi szczyci się World Athletics. Pierre Jean Vazel wskazuje na autorów badań, którymi są Pitsalidis i… była transpłciowa lekkoatletka, Johann Harper. Na początku 2018 roku wygłosili przemówienie na temat tego, że w Niemczech właśnie stworzono legalnie tzw. „trzecią płeć”, którą zaakceptowano już w 10 krajach i MKOL wraz z World Athletics chcą uczynić to samo. Nie mówimy więc o fantazjach, ale o poważnym temacie, dokumentowanym naukowo-prawnie.

 

Mniejsza jednak o status prawny tzw. trzeciej płci, ale niepokoi to, że nad dokumentami w MKOL itd pracują stronniczy w tym temacie naukowcy. Trwa przepychanka. Z jakim poziomem testosteronu dopuszczać do rywalizacji osoby DSD? Czy i na jakich zasadach dopuszczać transseksualistów?

 

Furtka zostaje coraz bardziej uchylona. Wszystko dzieje się małymi krokami (NCAA w ogóle nie wymaga poziomu testosteronu, pilnuje jednak, aby hormony były używane). W tle cały czas pojawia się słowo „ideologia”. Wiele osób po prostu nie chce jej widzieć. Nie dopuszczają faktu, że za ruchami, które w istocie mają szczytne cele, może stać coś więcej. Pierwsze co można przeczytać w komentarzach, to „nie mam nic do osób… ale”. O to między innymi chodzi, żeby to podkreślać, bowiem wtedy zaakceptujemy wszystko, a przecież Harper oczekuje takiej samej akceptacji, jak osoby z DSD. Nie zauważamy, że to prawodawcy mają problem. Nie chcemy uderzać w ludzi, ale oni tak czy siak dostaną rykoszetem, jak dzieje się to w przypadku Semenii, ale też wspomnianej na początku 21-letniej Kuini.

 

Rozwiązanie nie jest proste, bowiem najpierw trzeba walczyć z prawem, a wielu ludzi nie chcąc widzieć na igrzyskach np osób interpłciowych akceptuje je bez głębszej analizy (ona jest bardzo potrzebna, wymiana argumentów jest konieczna). Prawo jest złe u podstaw. Nie o taką różnorodność tutaj chodzi, aby ustawiać limity, jak by to były kwalifikacje wynikowe. Tutaj trzeba postawić tamę, ale pogodzenie wszystkich stron sporu wobec wszechobecnej kultury niewykluczania wydaje się być coraz bardziej nie do zatrzymania.

 

Faktem jest, że ludzie znudzeni bombardowniem mediów np. tęczowymi flagami nawiązującymi do różnorodności w końcu ulegną. Granice od 2000 roku nieustannie przesuwa MKOL i NCAA. USATF, czy British Athletics tęczę przenieśli już na stadiony, a jeśli pójść dalej, to właśnie uczyniła to UEFA. Co gorsza nie zrobiła tego, dlatego, że wyznaje takie zasady, ale dlatego, że została zmiażdzona krytyką po tym, jak odmówiła podświetlenia na tęczowo stadionu w Niemczech. To są jednak problemy kosmetyczne. Z prawdziwymi mamy do czynienia, kiedy przyjdzie podejmować decyzje związane z dopuszczeniem transseksualnej kobiety do rywalizacji. Wyobrazmy sobie sytuację, że jesteśmy organizatorami zwykłego mityngu i dzwoni do nas mężczyzna podający się za kobietę, który chce zostać dopuszczony do rywalizacji z kobietami. Przecież nie mamy regulaminu, który stanowi, że „do zawodów dopuszczamy zawodników wyłącznie z płcią widniejącą w dokumencie tożsamości”. Zgodnie z logiką, odmówimy. Nie uczynimy tego jednak zgodnie z prawem. Tymczasem taka osoba może nasze zawody, dla których poświęciliśmy pół życia poddać tak zmasowanej krytyce, że w końcu odpuścimy, przynajmniej stanie w opozycji do takiej osoby. Łatwo jest coś komentować z pozycji kogoś, kto nie jest poddawany ocenie, ale krytyka zewnątrz potrafi zniszczyć, niezależnie od tego, czy jest słuszna, czy nie. Wielu z nas już to jednak przerabiało przy okazji lockdawnu. Temat wykracza jeszcze dalej, bowiem transseksualiści zgodnie z aktualnym stanem wiedzy mogą mieć rację. Tak się składa, że polska historia zna przypadek pierwszego na świecie transseksualnego sportowca, który poddał się korekcie płci. Mowa o Zofii Smętek, która dokonała takiego „coming outu” już w 1937 roku! Po dwóch latach od korekty żałowała swojej decyzji, ale ostatecznie wytrwała w swojej decyzji, decydując się nawet na dzieci. Takie historie mogą szokować, ale są uzasadnione naukowo. Weźmy pod lupę choćby tzw. defekt enzymatyczny.

Dzieci z takim problemem rodzą się jako dziewczynki ale chromosomalnie są mężczyznami już od urodzenia (posiadają bowiem zestaw chromosomów XY). Wraz z dojrzewaniem w sposób naturalny uwypuklają się ich narządy męskie. Wychowanie takiego dziecka nie należy do najłatwiejszych, bowiem mają do 12 roku życia cechy wybitnie kobiece. Najczęściej przybierają więc dwa imiona. Zaskakującym jest fakt, że ich płeć nie wymaga korekty (także hormonalnej), dzieje się to naturalnie. U Zosi te cechy najprawdopodobniej nie wykształciły się całkowicie, a postęp nauki w tamtych czasach nie dawał odpowiedzi, co do właściwego postępowania, stąd dramatyczna decyzja w wieku 25 lat o operacji korekty płci. Obecnie najsłynniejszym przypadkiem interpłciowości jest Caster Semenya, dla której World Athletics nie wyraził zgody na udział w igrzyskach. Caster (chromosomalnie XY) z uwagi na jeszcze inną złożoność problemu, nie chce poddać się jakiemukolwiek zabiegowi, lub kuracji hormonalnej, a przecież czymś zrozumiałym dla wielu byłoby, gdyby także ona poddała się korekcie płci. Ma w końcu cechy obojnacze, a to może być przesłanką do zmian.

Znając powyższe przypadki odmówilibyśmy mężczyźnie rywalizacji z kobietami? M.in. w stanach i to wielkości naszego kraju takie zasady są respektowane. Dopuszcza się mężczyzn do biegania z kobietami, w ogóle nie zaglądając do dokumentu urodzenia. Takich stanów nie ma jednak wiele. Coraz więcej za to się buntuje, całkowicie zakazując rywalizacji transpłciowym sportowcom.

 

NCAA czy MKOL, które szanują różnorodność (a kto z nas nie szanuje?) wyczuło jednak problem. Z jednej strony dopuszczenie takich zawodników to dla nich nie problem, z drugiej jednak są protesty ze strony innych zawodników, którzy uważają, że walczą w nieuczciwej walce. Organizacje wymyśliły więc kuracje hormonalne dla takich sportowców ustalając tzw. normy kwalifikacyjne. Wynoszą one odpowiednio <10 nmol/l dla MKOL, oraz >0 dla NCAA, ale trzeba udokumentować, że kurację się przechodzi. Czujecie się zmieszani? Jak to? Przecież sport transseksualny jest jeden. Nie można tego ujednolicić? Otóż ilu naukowców, jak i w ogóle decydentów, tyle opinii. World Athletics oddzielając opinie MKOL podjął własną uchwałę, gdzie w 2019 roku ustalił normy na 5 nmol/l! (zrównując wymagania z zawodnikami o przypadłości interseksualnej DSD). Oliwy do ognia dodaje fakt, że USATF ustalając własne normy nie dopuścił właśnie do startu na mistrzostwach USA, Cece Telfer. Telfer nie spełniła bowiem wymaganego minimum 5 nmol/l w poziomie testosteronu. NCAA tego nie wymaga (choć kontroluje, żeby kuracja obniżenia testosteronu miała miejsce np z poziomu 15 nmol na 10), dlatego Telfer dwa lata temu została mistrzynią NCAA dywizji II. Co ciekawe Telfer w 2017 roku, jeszcze jako Craig zajmował 200 miejsce w rankingu dywizji NCAA. W 2019 roku była już numerem 1.

Co na to sami zainteresowani? Buntują się. Nie chcą mieć limitów i stajemy w tej kwestii całkowicie po ich stronie. To nie organizacje sportowe powinny decydować o zdrowiu tych zawodników! Sport zawodowy to nie jest plac zabaw, czy poligon doświadczalny. Tak jak powiedziała Caster Semenya, że nie zgadza się na eksperyment medyczny, tak nie powinno być tej zgody u każdego uczciwie chcącego rywalizować transseksualisty, czy osoby dotkniętej dymorfizmem płciowym. „Szlachetne” organizacje sportowe nie biorą pod uwagę, że osoby, które poddają się kuracji hormonalnej często odnotowują ponad 20 różnych ubocznych skutków zdrowotnych, z myślami samobójczymi włącznie. Ich jednak nie interesuje to, co za kilka lat, ale to, co tu i teraz. Oni muszą tworzyć zasady na już, bo takie są oczekiwania świata. Dobra. Co w takim razie zaoferować w zamian? Dopuścić wszystkich, jak leci? Nie, bo nie takie odpowiedzi daje też nauka. Należy pozwolić im na rywalizacje, jeśli problem dotyczy sportowców DSD, gdzie wysoki poziom testosteronu niekoniecznie musi pomagać w uzyskiwaniu świetnych rezultatów (pisaliśmy wielokrotnie o tym problemie, są dowody, że wysokie poziomy T nie pomagają i to samo obserwuje się u mężczyzn). Należy zabronić jednak takiej rywalizacji sportowcom trans, lub dopuścić ich warunkowo: „możecie rywalizować, ale bez liczenia się w walce o medale”. Jeśli są wątpliwości, co do DSD to owszem, też można postawić tamę, ale nie narzucając im limity hormonalne! Chyba, że takie limity są osiągalne w sposób naturalny, co może uchronić przed niepożądanymi skutkami.

Nauka poszła do przodu zbyt bardzo, żeby zgodzić się na naruszanie kolejnych zasad. To samo dotyczy tożsamości płciowej. Najgorszy w tym przypadku jest atak na dotkniętą DSD Semenię, której orientacja nie może być argumentem w dyskusji na temat jej dopuszczenia do sportu. To odrębny temat, bowiem nie ma to odzwierciedlenia w wynikach. Sport, kultura itd. znalazły się mimo wszystko w położeniu, gdzie napór będzie postępował. Zmiany na pewno będą miały miejsce. Pytanie tylko, czy borykający się z problemami finansowymi World Athletics udźwignie ciężar przyszłych decyzji. Zbliżamy się bowiem coraz bardziej do punktu, gdzie pojawi się sprinterka (w przeszłości mężczyzna), która wystąpi na igrzyskach. Obecne zasady już na to pozwalają. Pozostaje zagadka, na jak duży poziom wejdzie ze swoimi rekordami i co wówczas zrobi IAAF, czyli obecny WA.