Marian Woronin: “Jak byłem w formie, to biegałem luźno (…) Moje 6.53 z Zabrza to bieg bez historii, pobiegłem i spakowałem się”

Lata 70-te i 80-te miały swój klimat. O tym jak mniej więcej wyglądały rozmawiamy z rekordzistą Polski na 60 i 100M, Marianem Woroninem. Jego bieg z Zabrza 6.53 sek. jest jego najszybszym czasem uzyskanym na polskiej ziemi.

Jak pan wspomina rok 1987 i drugi najlepszy bieg w karierze z Zabrza (6.53/60M)? 


Nic nie pamiętam. Nic a nic. Trochę bez historii. Przyjechałem, pobiegłem. Na zegarze 6.53. Spakowałem się i wyjechałem. Dwa tygodnie później były Mistrzostwa Europy w Lievin i 6.51, bieg na który przyjechałem trochę spóźniony, ale który wyszedł bardzo dobrze. 


Oglądając dostępne biegi widzimy u Pana luz, a bardziej opisowo to wręcz finezję. To cecha z którą sprinter się rodzi, czy nabywa? 


Jak byłem w formie to biegałem luźno, tak samo inni. Kiedy nie miałem formy, to byłem sztywny i dostawałem lanie, jak np. w Helsinkach. Luz i finezja zależą od przygotowania. Kiedy jest się w formie, to biega się wysoko, bliżej nieba, a jak jest się bez formy to ciagnie do ziemi. Tak można to opisać. 


Jak wyglądała atmosfera rywalizacji na halach w latach 70-80? 


Było bardzo dużo zawodników. Obowiązywały minima. Na mistrzostwach kraju było 10 serii w eliminacjach, a następnie półfinały i finał. Trzy biegi, a nie jak obecnie dwa. 


Teraz doliczyliśmy się 48 zawodników poniżej 7 sekund. Możliwe, że w Pana czasach było ich więcej? 


Na pewno. Zawodników tak jak mówię, było bardzo dużo i bieganie też było szybkie. Pamiętam, że na hali było tłoczno. Mimo to wszystko odbywało się płynnie i na czas. Hale to było głównie 60 metrów, łuki były płaskie, więc nazwać to halą we współczesnym tego słowa znaczeniu jest cieżko.


Kiedy rozpoczynały się przygotowania do sezonu halowego? 


Bywało różnie. 25 października, 1 listopada, połowa października. Wszystko zależało od okoliczności zakończenia sezonu letniego i czasu leczenia po sezonie. 


Leczenia, a nie odpoczynku? 


Tak. Leczyło się urazy, jakieś bóle. Dwa tygodnie mijały między końcem sezonu, a startem przygotowań. Byliśmy ciągle w rytmie treningowym.


Zaczynaliście od lasu i tempa? 


Tak.


Tak klasycznie pojmowana szybkość i bieganie w kolcach zaczynały się w grudniu? 


Początek stycznia wchodziliśmy w kolce. Hala i bieżnia oznaczały kolce. Na zewnątrz biegaliśmy w butach.


Ile osób liczyła Pana grupa? 


Czterech zawodników i trener Tadeusz Cuch. Inne grupy liczyły więcej ale nasza grupa była mała.


Możliwe, żeby Zenon Nowosz przebiegł 60M w Zabrzu (1973) w 6.52 sekundy? Drugi był Tulkis (6.56) i Wagner (6.58).


Niemożliwe. Mój czas 6.51 liczył się jako rekord świata. Nie było wcześniej Polaka z takim rekordem. Wyniki stamtąd musiały zostać źle spisane. 


W statystykach są odnotowane, ale World Athletics ich faktycznie nie ratyfikował. Różnią się czymś obecne czasy od przeszłych, że jest np. więcej kontuzji? 


Młodzież współcześnie jest mniej sprawna. Potrzebują gibkości, gimnastyki, potrzeba czasu, żeby przyszły wyniki. 

Dziękujemy za rozmowę.

Dziękuję i polecam się!

A tak wyglądał złoty bieg Woronina z Wiednia. Czas 6.57! Inne biegi Woronina (m.in. mający już 133 000 odsłon rekord Europy), a także wywiady z nim na naszym kanale youtube, którego subskrypcję polecamy.