Jeremy Wariner, największa sprinterski stylista na świecie. Co się z nim stało?

Jeremy Wariner, 4-krotny medalista olimpijski, 5-krotny mistrz świata, pierwszy biały zawodnik łamiący barierę 44 sekund, autor 3-go wyniku na listach wszech czasów; sprinter którego piękny, biegowy styl był podziwiany od Ameryki po Azję. Z biegania uczynił sztukę podziwianą na największych stadionach świata. Miał niesamowitą historię, talent i dar jakim był techniczny kunszt. Od 2008 roku ten niesamowity sprinter rozpoczął swoją powolną drogę w dół. Z fenomenalnego sprintera określanego “number one “, stał się jednym z wielu aspirujących do tej roli. Jego kariera wydaje się dobiegać końca. Wariner nie powalczył indywidualnie na dwóch ostatnich igrzyskach. Nie dostał też szansy w sztafecie. Czy stać go będzie na podniesienie się z hucznego upadku? Zapraszamy do artykułu opisującego drogę na szczyt, regres i przyczyny coraz gorszej formy białego króla sprintu.
Jeremy Wariner zachwyca stylem na całym świecie. Bieganie wyniósł do miana sztuki i za to pozostaniemy mu wdzięczni na całe życie.
Mierzący 184 cm wzrostu, Jeremy urodził się 31 stycznia 1984 roku w Irving(USA). Od młodości przejawiał duży talent do biegania. Jak sam przyznawał w licznych wywiadach czuł się do tego wręcz stworzony. Początkowo jako młody chłopak bawił się w baseball, koszykówkę, a nawet futbol amerykański. “W drugiej klasie szkoły średniej byłem w drużynie futbolu amerykańskiego. Pewnego dnia trener lekkiej atletyki widział mnie biegnącego i zauważył, że z moją szybkością powinienem przenieść się na bieżnię. Spróbowałem i od samego początku zacząłem poważnie podchodzić do sprawy. Na koniec szkoły średniej mój trener stwierdził, że stać mnie na więcej niż kariera biegającego amerykańskiego studenta. “-wspomina Wariner. Jako 17-latek biegał 200 metrów w czasie 21,23 sek., a 400 metrów w 46,87 sek. i to zaledwie po roku współpracy z trenerem! Jako 18-latek miał okazję przebiec także 100 metrów. Czas jaki osiągnął: 10,52 sek. dawał dużo do zastanowienia w jakim kierunku pójść. Duża wytrzymałość, a także nieobecność białych w finałach 100 metrów dawały jednak prostą odpowiedź jak się ukierunkować. Kolejne lata treningów to ciągły, nieustający progres wynikowy Jeremy ‘ego. Aż do roku 2004 Wariner nie odnosił spektakularnych sukcesów, ciągle jednak urywał ze swoich życiówek kolejne dziesiąte części sekundy. 2004 rok Wariner otworzył od wyniku 45,21 i wspólnie z trenerem zaczął wierzyć w awans na igrzyska w Atenach jeszcze tego samego roku. Formalności dokonał 15 lipca bijąc nowy rekord życiowy i zostając Mistrzem USA z wynikiem 44,37. “Marzyłem o medalu na igrzyskach ale nie jako 20-latek, chciałem to uczynić dopiero w 2008 roku. Wariner przeszedł samego siebie wygrywając amerykański finał i stając się jednym z faworytów zbliżającej się olimpiady. I właśnie na ateńskich igrzyskach, Wariner wprawił świat w osłupienie staczając niezapomniany, zacięty pojedynek z ówczesnym mistrzem Otisem Harrisem i osiągając niewiarygodny rezultat równych 44 sekund!
Kibice, trenerzy, eksperci stali jak oniemiali kiedy 20-letni student II roku Uniwersytetu w Baylor stawał się pierwszym białym w historii, który miał szansę złamać kosmiczną barierę 44 sekund! Zabrakło 0,01 sekundy ale czym jest pokonanie najszybszych na świecie i stanie się Mistrzem Olimpijskim, jedyny taki raz w historii?! Światowe media z Warinera uczyniły największego bohatera igrzysk. “Oto nadchodzi era białego sprintera, który zakończył dominacje ciemnoskórych zawodników i pokazał, że biały człowiek też może “-wieściły największe telewizje i gazety na świecie. Nie dało się go nie podziwiać. 400 metrów to dystans na którym największa selekcja przeprowadzana jest na ostatniej prostej. Większość zawodników z grymasem bólu pokonuje ostatnie metry. Wielu traci rytm, przestaje pilnować techniki, najważniejsze staje się dla nich tylko dobiec. Wariner jak mało kto na świecie potrafił jednak całkowicie obalić ten kanon. Biegał luźno, w linii, długim krokiem, perfekcyjnie łącząc pracę ramion z nogami. Oglądanie jego występów było przyjemnością, wiele światowych marek ubrań i butów chciało się reklamować właśnie jego osobą. Udało się Adidasowi, który sponsorem Mistrza jest do dziś. Nie tylko stylowość była domeną studenta z Baylor. Wielkim jego atutem był również długi, sprężysty krok. Podczas gdy inni dystans 400 metrów pokonywali wykonując 180 kroków, Wariner potrafił ich zrobić mniej niż 170. Przed każdym wejściem do bloków wykonywał charakterystyczny wyskok z podciągnięciem kolan do piersi-wyliczono, że potrafi odbić się wówczas aż 110 cm w górę. Od początku biegał w ciemnych okularach w których jak podkreślał łatwiej było mu o skupienie. W wywiadach raczej skromny, dało się jednak wyczuć pewność wypowiedzi. Po greckich igrzyskach zaczął być porównywany do rekordzisty świata, Michael ‘a Johnson ‘a(43,19). Gdybano na wiele możliwości czy mając tyle lat przed sobą i mając taką technikę da się pobiec szybciej niż legendarny “Magic of the Track “. Co ciekawe wspomniany Johnson był menadżerem Warinera, trenował też u tego samego trenera, Clyde ‘a Hurta. W słuch melodii “Now we are free ” wielu zastanawiało się czy rekord Johnsona jest w zasięgu 20-letniego sprintera:
“Nie przeszkadzają mi porównania do MJ. Od czasu do czasu chciałbym jednak usłyszeć “To jest Jeremy Wariner “. Wiedział, że na swoje musi jednak jeszcze zapracować. Przyszedł rok 2005, rok wielkich nadziei na to, że sprinter z Irving nie tylko potwierdzi swoją supremację ale także złamie barierę 44 sekund. Wariner sezon rozpoczął jednak spokojnie od czasów 45,13 i 45,42. Dopiero 25 czerwca dał do zrozumienia, że celem dla niego jest zejście poniżej 44 i zostanie Mistrzem Świata. W finale Mistrzostw USA uzyskał rewelacyjne 44,20. Przed nim był już tylko światowy czempionat w Helsinkach. Był reklamowany jako Herkules, dominator, gwiazda i faworyt Mistrzostw. Jeremy pokazał jednak po raz kolejny, że presja mu nie straszna. W wielkim finale zrobił to co założył: złamał 44 sekundy i w rok po tytule olimpijskim dołożył do swojej kolekcji złoto MŚ.
Promocja i zachwyt nad białym Amerykaninem osiągnęła swoją kulminację, Wariner był wówczas rakietą nie do zatrzymania. Przyszedł rok 2006, w żargonie lekkoatletycznym określany jako “martwy “. Nie było w nim bowiem żadnej większej międzynarodowej imprezy. Jedyne czego spektakularnego mógł dokonać w tym roku Wariner to wygranie wszystkich mytingów Złotej Ligii i zgarnięcie 50 kg sztabek złota o wartości miliona dolarów. “Nic jednak od razu, na początek spokojnie popracujmy nad szybkością “-zalecił trener. Jeremy sezon otworzył więc od czterech kolejnych biegów na 200 metrów. W ostatnim z nich w Carson, Wariner pobiegł najszybciej osiągając świetny rezultat 20,19(+1,3 m/s). Czyżby wkrótce chciał on dokonać kolejnego niezwykłego wyczynu jakim byłoby złamanie 20 sekund?
Wariner się do tego nie spieszył, najważniejsza była bowiem dla niego praca nad szybkością. Implikacje praktyczne okazały się słuszne. 22 kwietnia Wariner przebiegł pierwszą w sezonie 400-etkę w 44,12! Dalej poszło jak z górki. Wariner wygrał 6 z 6 mytingów Złotej Ligii wyśrubowując nowy “Personal Best ” do 43,62 sek i można było powiedzieć, że dostał już wszystko. 50 kg złota, tytuł mistrza olimpijskiego i świata to było jednak wciąż mało. Do zaatakowania pozostawał w końcu rekord świata(43,19).
Rok 2007 miał i mistrzostwa świata w Osace miały być kolejnym krokiem w tym kierunku. “Mój rekord jest zagrożony. Może jeszcze nie teraz ale wierzę, że Jeremy może wkrótce to zrobić “-mówił Michael Johnson. Słów nie rzucał na wiatr. Warinera na treningach widywał bowiem regularnie będąc jego agentem. Mający już 23 lata sprinter sezon rozpoczał wzorem poprzedniego od startów na 200 metrów. Nie mając szczęścia do wiatru w najlepszym starcie osiągnął czas 20,35(-0,3 m/s). Widać jednak było, że stać go na bardzo, bardzo wiele. Przyszły w końcu długo oczekiwane mistrzostwa świata w Japonii. Wielu zastanawiało się na nich już nie kto ale w jakim czasie minie linię finałowego biegu. Wariner eliminacje wygrywał kolejno z wynikami: 45,10 i 44,34. Finał miał wstrzymać oddech milionom kibiców na całym świecie. Jaką kolejną barierę pokona Wariner? I stało się: Jeremy nie pozostawił złudzeń. Z rekordem 43,45 po raz drugi został mistrzem świata:
Świat był w szoku! “Gdzie są granice tego 23-latka?! “-pytał niemal każdy. Mówiono już nie o rekordzie świata ale o samym złamaniu 43 sekund! “Wiele osób twierdzi, że jest to nierealne – mówił podczas konferencji prasowej. – Natomiast ja jestem przekonany, zwłaszcza po wydarzeniach ostatnich tygodni, że jest to możliwe. I ja w to wierzę. Nie potrafię sprecyzować, kiedy to nastąpi. Może w środę, może za tydzień, a może za rok. Wszystko jest jednak możliwe “. Ludzie stukali się w czoło. Sam Johnson nie wiedział już gdzie są granice. Biały sprinter nie tylko łamał 44 sekundy ale robił to o ponad pół sekundy, A przecież same 44 sekundy wydawały się czymś nieosiągalnym. “Droga do sukcesów jest pracochłonna-mówił po tych wydarzeniach Wariner. – Trening musi być skuteczny, trzeba dawać z siebie wszystko na bieżni i siłowni. Michael miał podobną etykę. Cenię Harta za rozważne prowadzenie zajęć, bowiem jak dobry ojciec troszczy się o swoich zawodników. Daje im startować wystarczająco w sezonie, ale tak, żeby ich nie zajechać “. Jeśli masz jakiś mały uraz, to on nie pozwoli ci biegać, dopóki go nie wyleczysz. “-dodał pokazując jak ważna jest praca i współpraca między trenerem i zawodnikiem. Wkrótce miał nadejść jednak czas którego nikt nie przewidział…
II część(Upadek)
Jeremy Wariner nie przynosi już radości kibicom, co najgorsze nie przynosi jej również sobie…
2008 rok miał być kontynuacją zwycięskiej drogi. Miał być rokiem w którym niemożliwe stanie się możliwe. Stało się inaczej. Wariner bowiem zaczął znikać z piedestału po którym tak triumfalnie kroczył. W finale amerykańskich mistrzostw był po raz pierwszy od 4 lat drugi(ustąpił ubiegłorocznemu wicemistrzowi Świata, Merrittowi). Później przyszły igrzyska i czas jego wielkiej wojny z nowo- wschodzącą gwiazdą 400 metrów, LaShawn ’em Merritte ‘m. I właśnie na pekińskich igrzyskach musiał uznać wyższość ciemnoskórego amerykanina, Meritt ‘a(43,75). Wariner wpadł na metę niemal 1 sekundę za nim uzyskując “skromne ” jak na niego 44,74. Mimo srebrnego medalu Wariner był wściekły, w końcu jeszcze rok temu biegał na kosmicznym wręcz poziomie 43,45 sekundy świecąc triumfy na Mistrzostwach Świata w Osace i najlepszych międzynarodowych mytingach. Kibice pukali się w czoło i pytali jak to możliwe. Wariner był wówczas białą dumą, mistrzem stylu, dominatorem. Można jeszcze zrozumieć jego porażkę(Meritt pobiegł w końcu świetnie), kibicom ciężko było jednak wytłumaczyć jego daleki od ideału czas 44,74 sekundy!
Jak się okazało mieli rację, był to początek końca wielkiego atlety. O znalezienie powodów takiego stanu rzeczy nie było jednak trudno. Jak się okazało Wariner na kilka miesięcy przed igrzyskami w Pekinie wycofał się ze współpracy ze swoim trenerem Clyde ‘m Hurtem z którym pracował od 2002 roku. Jako powody takiego końca, Wariner wymienił wiek swojego trenera(obecnie 77 lat) i coraz liczniejsze nieporozumienia. Hurt powody przedstawił z goła odmienne. Jego zdaniem chodziło o wysokość finansową kontraktu zawieraną pomiędzy nimi. Wariner na 3 miesiące przed igrzyskami wrócił do swojego dawnego trenera z czasów juniorskich, Michaela Forda, który od 8 lat był asystentem Hurta w Waco(na miejscowym prywatnym uniwersytecie Baylor). “Nie sądzę by wiele zmieniło się w dotychczasowym treningu Jeremy ‘ego. Dużo nauczyłem się pod wodzą trenera Hurta i myślę, że to z tego powodu Jeremy zdecydował się bym został jego szkoleniowcem. Naszym celem jest złoto w Pekinie i będziemy starać się aby wszystko poszło zgodnie z planem “-mówił Ford.
Wariner rozgrzewa się za pomocą gumy. Za chwilę jego treningiem będzie 2×350 metrów, który zakończy z czasami: 40,09 i 41,60…
Jak to wszystko się skończyło, wszyscy wiemy. Eliminacje igrzysk, które Wariner wygrał z łatwością(44,11), zwalniając na ostatnich metrach budziły jeszcze nadzieje. Dlaczego Wariner w finale na 50 metrów przed końcem tak wyraźnie opadł z sił ustępując Merittowi nie wie już nikt. Dla prasy sprawa była jednak jasna: Wariner nie wytrzymał trudu całych zawodów ponieważ zmienił swoje przygotowania, nie był po prostu gotowy biegać trzykrotnie na wysokim poziomie. Winny jest sam zawodnik dlatego, że rozstał się z długoletnim trenerem. Wariner nie wiele przejął się krytyką, tydzień po igrzyskach na mytingu w Zurychu(Szwajcaria) uzyskał znakomity rezultat 43,82(4-ty wynik w całej jego karierze). “Jestem na dobrej ścieżce. Będę kontynuował pracę z Fordem “-mówił po zawodach Wariner. Dziennikarze się uspokoili, sam zawodnik miał natomiast dużo czasu żeby wrócić do dawnej dyspozycji.
Rok 2009 Wariner rozpoczął od zawodów we Francji na 400 metrów. Duże nadzieje, wiele emocji i długie miesiące oczekiwań na powrót błysku dawnego mistrza. Rezultat? 45,06 sekundy. Wariner nie krył po tym biegu rozczarowania. Przygotowanie do sezonu było nieco inne i oczekiwania w stosunku do pierwszego występu zdecydowanie większe. Od tych zawodów w Jeremy ‘m coś pękło. Zawodnik postanowił bowiem wrócić do rozmów o ponownym podjęciu współpracy ze swoim byłym trenerem. “Byłem pod wrażeniem sposobu w jaki Jeremy przyznał się do błędu. Pewnie nie zdecydowałbym się zostać na nowo jego trenerem gdyby podszedł do tego w inny sposób. Zrobił to prawdziwie szczerze, chciał odzyskać to co było. Pozycję numeru 1 na świecie, którą zbudowaliśmy razem 4 lata temu. “-mówił Hurt. Jeremy sam przyznał, że był niedojrzały i zbyt pewny siebie. Przeprosił przyznając się, że decyzja od odejściu była dużym błędem z jego strony. Nowa współpraca z wieloletnim trenerem miała wyglądać jednak już nieco inaczej. Hurt w wieku 75 lat miał wkrótce odejść na emeryturę, jego zaangażowanie z racji wieku i innych problemów nie mogło być już tak duże jak poprzednio. “Zdecydowaliśmy, że jeśli nie będę mógł uczestniczyć w treningu, pracę Jeremy ‘ego będzie nadzorował Michael Ford. Ma do tego już odpowiednie doświadczenie “-powiedział Hurt.
Był środek 2009 roku i dokładnie 3 lata do Igrzysk Olimpijskich w Londynie. To one miały być głównym celem. Na przeszkodzie płynnego szko
eniowego cyklu stanął jednak zupełnie nowy problem: uraz przeciążeniowy kolana. Wariner zmuszony był przejść operację torbieli stawu zaraz po sezonie. Sam zabieg określany jako rutynowy mógł poważnie przyczynić się do zakłócenia przygotowań. Jako przyczyn urazu upatrywano się w zmianie obciążeń jakie zaimplikował Warinerowi po igrzyskach nowy trener ale także niedostosowanie wynikające ze zmiany przygotować po powrocie do starego szkoleniowca. Rehabilitacja po zabiegu przebiegała jednak dość sprawnie pozwalając śmiało wierzyć, że kolejny rok będzie udany.
2010 sezon zaczął się dla Warinera od oszczędnego po urazie 45,47 sekundy. Potem było jednak coraz lepiej: 44,73-44,57-44,49, a w końcu 44,13 i 44,22. Wariner rozpędzał się z biegu na bieg i tylko szkoda, że nie było w tym roku żadnej ważniejszej imprezy. Wiara w powrót wielkiego Warinera odżyła jednak na nowo. Za rok miały odbyć się mistrzostwa świata, a zaraz po nich miał przyjść czas na olimpiadę. Sytuacja wręcz wymarzona na pokazanie się na nowo całemu światu.
Ciężka praca, miesiące przygotowań i w końcu tak bardzo oczekiwany rok 2011. Wariner idąc w swoje ślady sprzed roku rozpoczął go od rezultatu 45,61 sek. Tydzień później już 45,11, a następnie 44,88. Wszystko układało się po jak największej myśli. W końcu nadszedł czas na krajowe eliminacje do Mistrzostw Świata tzw. Igrzyska Śmierci w których tylko trzech pierwszych na mecie ma prawo reprezentacji kraju. Eliminacje Wariner pokonywał jak burza osiągając kolejno 45,94 i 45,28. W finale miał decydować się jego udział na koreańskim czempionacie. Po bardzo dobrym początku Wariner wyszedł na wyraźne prowadzenie. Dopiero na ostatnich 50 metrach dopadł go rewelacyjnie wówczas dysponowany Tony McQuay(44,68). Drugie miejsce i pewny awans do MŚ napawały jednak dużą nadzieją. Po mistrzostwach stało się jednak coś nieoczekiwanego. Wariner na jednym z treningu doznał ryzykownej kontuzji stopy. Jego wylot na mistrzostwa świata stanął pod znakiem zapytania, wkrótce stało się jednak jasne, że Wariner w Daegu nie wystąpi. Szansa powrotu na szczyt została utracona, a jakiekolwiek starty w roku wykluczone.
Sezon 2012, Wariner otworzył od czasu 45,64 sek., poprawiając się ostatecznie na 44,96. Mistrzostwa USA, które miały być dla niego bramą do igrzysk okazały się jednak zbyt trudne. Wariner w finale mistrzostw zajął dopiero 6-te miejsce pozbawiając się szansy indywidualnego występu. Na pocieszenie został wybrany do sztafety 4×400 metrów. Do Londynu poleciał jednak jako drugi, rezerwowy zawodnik.
Na przyczynę coraz gorszej od 2007 roku formy Jeremy Warinera wpłynęło wiele czynników. Pierwszym z nich jest rozstanie w 2008 roku z trenerem Hurtem, kolejny powód to operacja kolana jaką musiał przejść w 2009 roku,a także kontuzja więzadeł stopy z czerwca 2011 roku. Warto również zaznaczyć, że Wariner od dłuższego czasu miał dziewczynę, a niedawno bo w listopadzie 2011 roku wziął z nią ślub. Od tego czasu wiele się zmieniło, stał się mężem ale również i ojcem. Z poprzedniego małżeństwa jego żony ostała się bowiem 7-letnia, Isabella dla której Wariner musi po prostu mieć czas. Nowa rola w jakiej się znalazł Jeremy nałożyła na niego wiele obowiązków. Jak sam jednak podkreśla były mistrz: “Jestem bardzo szczęśliwy, że mam żonę z którą tworzymy kochającą rodzinę. Sport był kiedyś najważniejszy. Teraz jest zupełnie inaczej. Zacząłem inaczej patrzeć na to wszystko. Bieganie wciąż jest moją pracą. Staram się realizować także na treningach. Podchodzę do nich teraz jednak bardziej luźno, chcę się nimi po prostu cieszyć. Moje priorytety musiały się kiedyś zmienić “. Wariner przyznaje, że pozostał żal z nieudanego występu na mistrzostwach w USA gdzie był 6-ty.
Mamy rok 2017, a Wariner ma dokładnie 33 lata. Co jednak ciekawe kibice wciąż mogą oglądać Warinera na bieżni. I choć sam zawodnik porzucił już marzenia o odbudowaniu formy sprzed lat, to wciąż pojawia się na krajowych mityngach. 10 lutego na halowych zawodach w Frisco Jeremy uzyskał czas 21.82 sek. na 200 metrów. 1 kwietnia w Austin Wariner pobiegł w sztafecie 4×200 metrów uzyskując rezultat 1:22.60. Wariner na pytania dziennikarzy o to czy swój wciąż znakomity styl biegu zdąży jeszcze przełożyć na światowe wyniki odpowiada tajemniczo: “Jestem na innym etapie życia ale bieganie to dla mnie wciąż ogromna radość. Zobaczymy… “-kwituje wielki niegdyś Jeremy.
Tłumaczenie: 1. Nazywam się Jeremy Wariner i to moja historia. 2. Już jako dziecko byłem bardzo aktywny 3. Ciągle się ścigałem 4. Czułem się jakbym był urodzony do biegania 5. Biegałem dla szkoły 6. Biegałem dla college’u 7. I teraz biegam dla mojego kraju. 8. Nawet gdy już będę miał 70 lat nadal chcę przynajmniej próbować odrobinę biegania. 9. Niektórzy ludzie pytają „Dlaczego biegasz?” 10. Odpowiadam „Dlaczego się zatrzymujesz?
Opracował: Sebastian Bednarczyk
‘),